Data publikacji: 18 września 2017, 04:00 Istnieje grupa chorób, które kojarzą się przede wszystkim jako typowo męskie schorzenia. Choroby takie jak dystrofia mięśniowa Duchenne’a czy zespół Huntera rzeczywiście w przeważającej liczbie dotykają chłopców, jednak – co niezwykle ważne – odnotowywane są również przypadki chorujących dziewcząt. Skąd wynika ta prawidłowość? Czy istnieją choroby, które syn może odziedziczyć po ojcu? Dziedziczenie w linii męskiej – czy istnieje? Na samym początku warto sobie wyjaśnić, że praktycznie nie istnieją choroby, które dziedziczone są bezpośrednio z ojca na syna. Wynika to z zasad dziedziczenia chromosomów związanych z płcią. W momencie zapłodnienia komórka jajowa (o parze chromosomów XX) łączy się z plemnikiem z chromosomem X (XX) lub z chromosomem Y (XY). Z nowo powstałej zygoty powstanie płód płci żeńskiej (chromosomy XX) lub męskiej (XY). Dziedziczenie męskie oznaczałoby, że ojciec musiałby przekazać wraz ze swoim chromosomem Y zmutowane geny warunkujące chorobę swojemu przyszłemu synowi. Okazuje się jednak, że chromosom Y jest niezwykle krótki i poza genami warunkującymi płeć męską nie posiada genów, których mutacja doprowadzałaby do choroby (możliwe jednak, że lepsze poznanie metod genetycznych sprawi, ze ten pogląd ulegnie zmianie). Choroby genetyczne u chłopców – jak są dziedziczone? Wspomniana wcześniej grupa chorób, która typowo występuje w populacji męskiej, jak już wiemy, nie jest dziedziczona w linii męskiej. Chłopcy zmutowany gen zwykle otrzymują od swoich matek. Kolejny raz okazuje się, że wynika to z prostych zasad genetyki mendlowskiej. Choroby genetyczne chłopców dziedziczone są najczęściej recesywnie, a zmutowany gen jest sprzężony z chromosomem X. Oznacza to, że choroba rozwinie się jedynie w przypadku, gdy wszystkie chromosomy X w komórce będą posiadały zmutowany gen. W przypadku płci męskiej wystarcza jeden taki chromosom (jako że męski kariotyp to XY). W praktyce oznacza to (najczęściej), że zdrowy mężczyzna (XY) i kobieta nosicielka choroby (jeden chromosom X ze zmutowanym genem, drugi chromosom bez mutacji) mają 50% szans, że w przypadku narodzin syna będzie on chory (bo otrzyma zmutowany gen wraz z chromosomem X). Przypadki, w których chorują dziewczynki, wynikają najczęściej z sytuacji, gdy chory mężczyzna ma dziecko z kobietą nosicielką. Wtedy córka posiada zmutowany gen z chromosomem X od ojca i zmutowany gen z chromosomem X od matki. Niestety, choroba jest wtedy zwykle tak nasilona, że płód ulega poronieniu lub rodzą się dziewczynki, w przypadku których przebieg choroby jest bardzo ciężki. Przykłady chorób genetycznych chłopców Typowymi przykładami chorób dziedziczonych recesywnych, sprzężonych z płcią, są: dystrofia mięśniowa Duchenne’a – stosunkowo częsta choroba genetyczna (choruje 1:3500 chłopców). Polega ona na stopniowym zaniku mięśni. Ma charakter postępujący. Zwykle zajmuje na początku mięśnie szkieletowe kończyn, z czasem wszystkie mięśnie, w tym mięsień sercowy i mięśnie oddechowe. Prowadzi do zgonu pacjenta, zespół Huntera – choroba z grupy mukopolisacharydoz (lizosomalne choroby spichrzeniowe). Polega na patologicznym gromadzeniu się różnych substancji w obrębie lizosomów (organelle komórkowe). Objawia się niskim wzrostem, zmianami w wątrobie i śledzionie oraz zmianami stawowymi, które znacznie ograniczają ruchomość, zespół łamliwego chromosomu X – choroba genetyczna, której głównym objawem jest znaczne obniżenie poziomu intelektualnego dzieci. Jest typowym przykładem choroby dziedziczonej z chromosomem X, która rozwija się również u dziewcząt (choruje 1:2000 chłopców i 1:6000 dziewcząt). Błędne skojarzenia W powszechnej świadomości do chorób, które dziedziczy się w linii męskiej, błędnie przypisuje się np. takie jednostki jak rak jelita grubego czy rak prostaty. Sytuacja jest jednak dużo bardziej skomplikowana, bowiem na przykład ojciec chory na raka prostaty może przekazać zmutowany gen córce (naturalnie nie zachoruje ona, bo nie ma prostaty), która może przekazać z kolei gen swojemu synowi. Czytaj więcej w temacie: Jak rozpoznać objawy nowotworu? Krzysztof Pawlak
Drgnęłam, słysząc to słowo. Od śmierci syna nikt nie nazwał mnie „mamą”. Bardzo chciałam pójść, ale w końcu nie dałam rady. Bałam się, że widok mieszkania mojego synka, jego zdjęć z żagli i trofeów jego piłkarskiej drużyny z dzieciństwa sprawią, że się rozpłaczę przy obcych ludziach. Poprzednia 1 2 Dalej Strona 1 z 2 Rekomendowane odpowiedzi Mam 18 lat i niestety przyszło mi się urodzić w dysfunkcjonalnej rodzinie od pokoleń uwikłanej w liczne rozwody, problemy z alkoholizmem i wszystko inne, co najgorsze. Pojęcie bliskości w ujęciu psychicznym, czy to fizycznym jest mi znane tylko z teorii. W przyszłym roku wyjeżdżam na studia i chcę zacząć terapię (także w związku z ed), ale zastanawia mnie jedna rzecz. Czy przy pomocy specjalisty ktoś taki faktycznie może być zdolny w przyszłości do utworzenia jakiegoś względnie niepatologicznego związku z drugą osobą, czy może lepiej od razu się pogodzić z losem? Najchętniej to bym zerwała kontakt z moimi rodzicami i całkowicie usunęła ich ze swojego życia. Co w wypadku, jakbym kiedyś zaczęła się spotykać z jakimś chłopakiem i chciałby ich poznać, skoro dla mnie samej są to obcy ludzie? Jeśli będę miała dzieci, to mam dopuszczać do kontaktu, żeby je też tak skrzywdzili psychicznie? Mam 30-letnią siostrę i naprawdę przeraża mnie to, jak nie może sobie poradzić z niczym w życiu, ale ona z kolei nie widzi (albo nie chce) żadnych problemów... Nie chcę też tak skończyć Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach traqx, przerwanie "łańcucha rodzinnego" jest jak najbardziej możliwe, właśnie dzięki psychoterapii (najlepiej grupowej, ale i indywidualna będzie w porządku)...chodzi o odzyskanie wpływu na swoje życie a nie życie dla kogoś/życie zgodnie z tradycjami/ życie wedle przekazów rodzinnych...tak więc pomysł z terapią jest jak najbardziej dobry... Zerwanie kontaktów z rodziną nie jest konieczne...bardziej chodzi o psychiczne oddzielenie się... Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach Hejo wszystkim A propo tematu wątku chciałam się zapytać czy jest tu ktoś kto zerwał kontakty z rodziną i w ogóle nie widuje się od wielu lat? Czy oni wywoływali poczucie winy w was, że krzywdzicie ich bo nie chcecie z nimi mieć kontaktu? Liczę bardzo na odpowiedzi wasze w kwestii podzielenia się doświadczeniami. Zapraszam też na PW. Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach A propo tematu wątku chciałam się zapytać czy jest tu ktoś kto zerwał kontakty z rodziną i w ogóle nie widuje się od wielu lat? Czy oni wywoływali poczucie winy w was, że krzywdzicie ich bo nie chcecie z nimi mieć kontaktu? Liczę bardzo na odpowiedzi wasze w kwestii podzielenia się doświadczeniami. Zapraszam też na PW. Dołączam się do pytania. Kiedyś myślałam, że uda mi się zerwać całkiem kontakty z rodzicami jednak trwało to tylko pół roku. W ogóle wydaje mi się, że takie toksyczne więzi jeszcze trudniej zerwać, między dzieckiem a rodzicami powstaje coś w rodzaju współuzależnienia. Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach Hejo wszystkim A propo tematu wątku chciałam się zapytać czy jest tu ktoś kto zerwał kontakty z rodziną i w ogóle nie widuje się od wielu lat? Czy oni wywoływali poczucie winy w was, że krzywdzicie ich bo nie chcecie z nimi mieć kontaktu? Liczę bardzo na odpowiedzi wasze w kwestii podzielenia się doświadczeniami. Zapraszam też na PW. Hahahhahahahaha moi to by się ucieszyli, że mają mnie z głowy (z wzajemnością). Ja jestem przydatna, tylko jak zrobię coś wybitnie dobrze, żeby móc się pochwalić i dopiec znajomym. Ostatnio mam nawroty zaburzeń odżywiania (o czym oczywiście nie wiedzą, a raczej udaja, że nie widzą) i trochę przytyłam, przez co wysłuchuję od matki, jak to jej wstyd, że nie dbam o siebie, że nie ubieram się ładnie, albo jak robię sobie wieczorem kolację, to komentuje, że jem za dużo i za późno. Jak bolał mnie brzuch to powiedziała, że powinnam się pogłodzić kilka dni, bo w końcu nic się nie stanie, jak schudnę trochę... W październiku idę na dość prestiżowy kierunek i już widzę, jak nagle zmienią na chwilkę podejście - żeby się wychwalać znajomym... Jakbym się wyprowadziła i w jakiś sposób by przez to cierpieli, to sprawiałoby mi to pewnie satysfakcję Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach Ja mam poczucie winy że nie chce uczestniczyc w spotkaniach rodzinnych czy urodzinach ich dzieci. A potem obrywa mi sie ze przeciez to sa male dzieci i nie rozumieja. Nie chce przebywac z ludzmi "bliskimi" co mnie nie wspieraja i sa wiecznie nie zadowoleni. Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach samo zerwanie kontaktów nie rozwiązuje problemów, problemy są w nas i choćby nawet uciec od rodziny na koniec świata, to problemy nie uciekną, same nie znikną, terapia pomaga uporać się z nimi w sobie, wewnątrz nas, niezależnie czy zrywając kontakt, by skupić się na sobie i nie dokładać sobie problemów, bo sama terapia wymaga sporego wysiłku, czy zachowując kontakt jeśli tego chcemy, co też może być pomocne, bo konfrontuje i pokazuje nad czym pracować czy też zmieniając warunki i zasady kontaktu na takie jakie nam odpowiadają. Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach Gość ..Czy przy pomocy specjalisty ktoś taki faktycznie może być zdolny w przyszłości do utworzenia jakiegoś względnie niepatologicznego związku z drugą osobą, czy może lepiej od razu się pogodzić z losem? Najchętniej to bym zerwała kontakt z moimi rodzicami i całkowicie usunęła ich ze swojego życia. Co w wypadku, jakbym kiedyś zaczęła się spotykać z jakimś chłopakiem i chciałby ich poznać, skoro dla mnie samej są to obcy ludzie? Jeśli będę miała dzieci, to mam dopuszczać do kontaktu, żeby je też tak skrzywdzili psychicznie? Może być zdolny, dlaczego by nie ?. Czy zachowujesz się tak samo jak Twoi rodzice ?, chyba nie. Odnośnie spotkania na swojej drodze “chłopaka“, prościej będzie powiedzieć prawdę. Jak było z Twoimi rodzicami i jak jest.. A jeśli będziesz mieć dzieci.. hmm, to, czy chciałabyś, aby Twoje dzieci były krzywdzone ?. Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach traqx: pare osob juz Ci odpowiedzialo,ze wszystko przed Toba. Z Twojego wpisu wynika,ze jestes osoba bardzo silna, zdecydowana i wg mnie masz wielkie szanse na ulozenie sobie zycie tak jak bedziesz chciala. Jestem tez za tym by chlopakowi powiedziec prawde -zero tajemnic pod tym wzgledem. Dzieci-jezeli uznasz,ze nie chcesz by mialy kontakt z dziadkami bedzie to Twoja dobra decyzja. Kazda decyzja bedzie dobra bo madrze rozumujesz. Terapia jest Ci potrzebna z tego powodu tez bys nie przekalkowala relacji rodzic-dziecko w stosunku do wlasnego potomstwa. I to nie jest kwestia Twojej swiadomosci,ze pewne rzeczy mozesz zmienic bo widzisz-ale wielu nie bedziesz mogla zauwazyc i dlatego wazna jest terapia. Czytalam niedawno o eksperymencie na dzieciach wychowanych w domach, w ktorych nic im nie brakowalo pod kazdym wzgledem i dzieciach, ktore nie mialy fajowo. Chodzilo o to jak sobie potem radza w doroslym zyciu. Okazuje sie,ze te drugie zakladaly tak samo szczesliwe zwiazki jak te dopieszczone. Jestes bardzo swiadoma istota i to jest Twoja latarnia-Twoja SWIADOMOSC. Jezeli chodzi o zerwaie kontaktu z rodzicami: podpisuje sie pod tymi co napisali wczesniej,ze najwazniejsze jest odciecie sie emocjonalne od nich przez terapie ale fizycznie, jezeli uznasz ze tak czujesz i chcesz tez masz prawo to zrobic. Wszystko zalezy od tego co bedziesz czula. Pamietaj,ze KAZDA TWOJA DECYZJA JEST NAJLEPSZA. Jesli moge zainteresowac Cie tematem Ustawien Hellingerowskich to poczytaj sobie w necie o tym. Doswiadczylam na wlasnej skorze. Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach Perplessa, Fajnie że decydujesz się na terapię. Nie musisz zrywać całkowicie kontaktów z rodziną. Wystarczy że po prostu się wyprowadzisz w miarę daleko. Sporadyczny telefon,czy kilkudniowe odwiedziny nie zrobią wiele kszywdy Tobie i Twoim ewentualnym dzieci czują się bezpiecznie,jeśli mają świadomosć że tak jak rówieśnicy posiadają babcię i dziadka( mimo,że daleko-mogą im wysłać laurkęna Dzień Dziadka i Babci, nie są wyśmiewane przez rówieśników,nie czują się gorsze. Ja musiałam przerobić swój żal do rodziców,że nie miałam kontaktów z dziadkami,bardzo to przeżywałam jako dziecko)Odwiedzając rodziców- mozesz gadać o pogodzie,nie musisz ich wtajemniczać w swoje prywatne życie. jak przyjadą do Ciebie-to Ty stawiasz warunki na których u Ciebie ich pod kontrolą-na pewno nie będą mieli złego wpływu na Twoje ewentualne potomstwo. Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach Ja zerwałem kontakty z rodziną. A raczej ograniczyłem je do skrajnego minimum i jest mi z tym niesamowicie dobrze. Dochodziło do sytuacji gdzie moi rodzice po rozwodzie, nie dogadywali się z moim bratem. Doszło nawet do batalii sądowej na linii syn-ojciec. Ja na początku brałem stronę ojca. Moja matka, chciała wymusić na mnie abym wpływał na brata. Starałem się mediować pomiędzy nimi. W końcu doszło do tego, że dostałem solidny opierdziel od ojca, że mieszam się w sprawy. Potem, brat nastawił przeciwko mnie całą rodzinę od strony matki, i postawił mnie jako "zdrajcę". Następnie przekabacił mamę na swoją stronę. Nawet do sądu ją zaciągnął. Wtedy i ona stwierdziła, że to ja się "wyłamuje". A chodziło o to, że brat nie mógł skończyć szkoły. A raczej - nie chciało mu się. Nawet wypisał się z niej, a dalej brał alimenty. Ojciec się wściekł i oddał sprawę do sądu o cofnięcie alimentów. Pierwszą sprawę przegrał (wtf?) i nikt nie wie jakim cudem. Oczywiście byłem ten zły, bo nawet sąd powiedział inaczej. Potem sprawę wygrał, i to ja (nie ojciec) zostałem postawiony jako ten, który odbiera chleb bratu. Cała rodzina zaczęła drzeć się, chociaż NIGDY nie dołożyli się dla niego złotówki. Nie pamiętali o jego urodzinach. Ale jak jest afera, to trzeba ją nakręcić. Sami prosili o pomoc, a potem stwierdzili że to przeze mnie. Śledzili mnie na facebook-u i innych portalach. Gdy dodawałem nowy wpis, u mojej mamy zaraz dzwonił telefon typu - "Niby taki biedny i chory, a na wycieczki sobie jeździ. Proszę proszę.". Więc co zrobiłem? Usunąłem wszystkich w diabła z kontaktów. Pokasowałem numery telefonów. Zablokowałem jakiekolwiek formy kontaktu. Po roku sprawa się sama ułożyła. Obecnie mam kontakt z najbliższą rodziną. Wszyscy od dziadka w dół dla mnie nie istnieją. Z rodzicami i bratem mam kontakt poprawny, ale pozbawiony jakichkolwiek spraw rodzinnych. Możemy się czasami spotkać i pogadać, ale bez przesadnych czułości. Gdy starają się mnie wplątać w swoje sprawy mówię wprost - nic mnie to nie obchodzi. To wasza rzecz. Proszę mi tym głowy nie zawracać. I rozłączam się. I mam w końcu święty spokój. Ja niczego nie wymagam od nich, oni nie wymagają ode mnie. Co prawda nie mogę w przyszłości zorganizować hucznego wesela czy urodzin, ale jakoś za tym nie płaczę. Wolę święty spokój. Jeszcze łączy mnie z rodziną tylko meldunek, co staram się jak najszybciej zmienić. Nazwisko zostawię, chodź miałem już ochotę je wielokrotnie zmienić. Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach Hej! Pomyślałam, że podzielę się z Wami moimi 'wrażeniami' odnośnie tematu. Po pierwsze - jak już ktoś wyżej napisał - odcięcie się od toksycznej rodziny nie jest jednoznaczne z wyprowadzeniem się z rodzinnego domu. Ba, czytałam nawet o osobie, która była DDD i nawet po śmierci swojej matki wciąż była pod jej wpływem! Wyrzuty sumienia, osaczanie się myślami "matce na pewno by się to nie spodobało" etc. Dlatego nie ma co wybiegać w nieokreśloną przyszłość i myśleć życzeniowo, że kiedyś tam się wyprowadzę i "wtedy to im pokażę, jaki jestem niezależny!". Trzeba działać tu i teraz, tu gdzie jesteśmy, w toksycznym domu, z apodyktyczną matką i podporządkowującym się ojcem, czy z jakąkolwiek inną sytuacją jaka ma miejsce. Może kogoś to zainspiruje, może nie, ale wymienię te konkretne kroki, które udało mi się poczynić do tej pory: -wyznaczanie granic własnej prywatności- zaczęłam zamykać się w łazience, co za pierwszym razem wywołało atak wściekłości mojej matki (dobijała się do drzwi, następnie wzięła śrubokręty i otworzyła mnie z zewnątrz, po czym zaczęła poniżać jej sposobem), ale z każdym kolejnym jest coraz lepiej (noo powiedzmy, bo czasem jeszcze wraca obawa i znów boję się zamykać, żeby się "nie narazić". Ale ćwiczę!) -budowanie własnej wartości- w końcu wcieliłam w życie mój odważny plan odnośnie jedzenia (a raczej jego braku) - gdy nie ma niczego w lodówce, a rodzice nie dają mi kasy na zakup produktów, kupuję sobie (o ile mam akurat resztkę pieniędzy) tylko taką ilość, jaką sama zjem i chowam w lodówce do przygotowanej siatki, ostrzegając rodziców jasno i wyraźnie, że to jest moje żarcie. Reakcje są różne, raz matka (jak jest już bardzo głodna haha) oddaje mi kasę za jedzenie, żebym się tylko z nią podzieliła, a w inny dzień przechodzi obojętnie obok tego, ale - co ważne - szanuje to! Aż się dziwię. -gdy nie mam ochoty o czymś rozmawiać, albo wysłuchiwać setny raz poniżających mnie słów - po prostu to komunikuję i jeśli się nie uspokaja to wychodzę. Wcześniej rzucam słowa, których ostatnio nie mogę powstrzymać (typu- 'wez sie kurva zamknij' itp..), ale które planuję w przyszłości kontrolować, bo nie o to mi chodzi, żeby teraz brać "odwet" na matce/ojcu - to do niczego nie prowadzi, a tylko dalej rozwija nasze uzależnienie od rodziców. Właśnie! To jest bardzo ważne - zarówno podporządkowanie się im, jak i ciągły sprzeciw i nienawiść do rodziców są tym samym - czyli rozwijaniem uzależnienia. Ciągła walka (słowna/inna) jest tak samo niszcząca dla nas, jak brak reakcji i wieczne rozwijanie poczucia winy. Niby dwa skrajne zachowania, ale będące jednym. Pewnie to wszystko jest wiadome, ale..też tak dla samej siebie warto było to opisać, żeby zmotywować się do dalszych działań. Na koniec życzę wytrwałości wszystkim współcierpiącym! :) Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach Jedyną sprawdzoną i odwieczną metodą na "odcięcie się od pseudo rodziny" jest wyjazd wyjazd i jeszcze raz wyjazd. Im dalej tym lepiej Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach Gość Hej!Właśnie! To jest bardzo ważne - zarówno podporządkowanie się im, jak i ciągły sprzeciw i nienawiść do rodziców są tym samym - czyli rozwijaniem uzależnienia. Ciągła walka (słowna/inna) jest tak samo niszcząca dla nas, jak brak reakcji i wieczne rozwijanie poczucia winy. Niby dwa skrajne zachowania, ale będące jednym. Hej, jak powinno się więc postępować z nimi? jak reagować na zaczepki, nie zawsze da się wyjść Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach potworek, ja już nie wiem, moja wiedza teoretyczna ma nikłe przełożenie na praktykę, znowu się pogubiłam...myslę, że podstawą jest wyrobienie sobie poczucia, że jestem ważny/a, jestem wartościową osobą niezależnie od tego, co powiedzą do mnie rodzice, jak mnie obrażą itd + oczywiście 'znana i lubiana' Pani Akceptacja - rodzice już tacy są, NIE zmienią się, ja ich NIGDY nie zmienię, więc już koniec prób i starań- muszę to zaakceptować i budować 'siebie' na innych warunkach i w inny sposób niż oni. Wtedy ani nie ma potrzeby atakowania ich - bo już rozumiem, że tak jest i to się nie zmieni, niezależnie od tego ile słów wykrzyczę im w twarz - ani przyjmowania roli ofiary, bo już nie czuję się 'skopana' i 'zbita' ich słowami. ^Powyższa historia jest idealną i ostateczną wersją moich kontaktów z rodzicami. Niestety, ciągle jest to wersja nieprawdziwa (jeszcze nieprawdziwa, jeszcze! Przecież kiedyś będzie!) Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach Hej! Pomyślałam, że podzielę się z Wami moimi 'wrażeniami' odnośnie tematu. Po pierwsze - jak już ktoś wyżej napisał - odcięcie się od toksycznej rodziny nie jest jednoznaczne z wyprowadzeniem się z rodzinnego domu. Ba, czytałam nawet o osobie, która była DDD i nawet po śmierci swojej matki wciąż była pod jej wpływem! Wyrzuty sumienia, osaczanie się myślami "matce na pewno by się to nie spodobało" etc. Dlatego nie ma co wybiegać w nieokreśloną przyszłość i myśleć życzeniowo, że kiedyś tam się wyprowadzę i "wtedy to im pokażę, jaki jestem niezależny!". Trzeba działać tu i teraz, tu gdzie jesteśmy, w toksycznym domu, z apodyktyczną matką i podporządkowującym się ojcem, czy z jakąkolwiek inną sytuacją jaka ma miejsce. Może kogoś to zainspiruje, może nie, ale wymienię te konkretne kroki, które udało mi się poczynić do tej pory: -wyznaczanie granic własnej prywatności- zaczęłam zamykać się w łazience, co za pierwszym razem wywołało atak wściekłości mojej matki (dobijała się do drzwi, następnie wzięła śrubokręty i otworzyła mnie z zewnątrz, po czym zaczęła poniżać jej sposobem), ale z każdym kolejnym jest coraz lepiej (noo powiedzmy, bo czasem jeszcze wraca obawa i znów boję się zamykać, żeby się "nie narazić". Ale ćwiczę!) -budowanie własnej wartości- w końcu wcieliłam w życie mój odważny plan odnośnie jedzenia (a raczej jego braku) - gdy nie ma niczego w lodówce, a rodzice nie dają mi kasy na zakup produktów, kupuję sobie (o ile mam akurat resztkę pieniędzy) tylko taką ilość, jaką sama zjem i chowam w lodówce do przygotowanej siatki, ostrzegając rodziców jasno i wyraźnie, że to jest moje żarcie. Reakcje są różne, raz matka (jak jest już bardzo głodna haha) oddaje mi kasę za jedzenie, żebym się tylko z nią podzieliła, a w inny dzień przechodzi obojętnie obok tego, ale - co ważne - szanuje to! Aż się dziwię. -gdy nie mam ochoty o czymś rozmawiać, albo wysłuchiwać setny raz poniżających mnie słów - po prostu to komunikuję i jeśli się nie uspokaja to wychodzę. Wcześniej rzucam słowa, których ostatnio nie mogę powstrzymać (typu- 'wez sie kurva zamknij' itp..), ale które planuję w przyszłości kontrolować, bo nie o to mi chodzi, żeby teraz brać "odwet" na matce/ojcu - to do niczego nie prowadzi, a tylko dalej rozwija nasze uzależnienie od rodziców. Właśnie! To jest bardzo ważne - zarówno podporządkowanie się im, jak i ciągły sprzeciw i nienawiść do rodziców są tym samym - czyli rozwijaniem uzależnienia. Ciągła walka (słowna/inna) jest tak samo niszcząca dla nas, jak brak reakcji i wieczne rozwijanie poczucia winy. Niby dwa skrajne zachowania, ale będące jednym. Pewnie to wszystko jest wiadome, ale..też tak dla samej siebie warto było to opisać, żeby zmotywować się do dalszych działań. Na koniec życzę wytrwałości wszystkim współcierpiącym! :) Bardzo mądrze napisane! Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach ala1983, dzięki, przydałaby się jeszcze siła do dalszej pracy, bo znowu mi przestało zależeć i sama już nie stosuje się do moich własnych 'rad'...ech. Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach ala1983, dzięki, przydałaby się jeszcze siła do dalszej pracy, bo znowu mi przestało zależeć i sama już nie stosuje się do moich własnych 'rad'...ech. Regres zawsze przychodzi...niestety... Ja też bardzo częst mam ochotę odpuścić,dać sobie spokój z tą samoświadomością,walką o swoje granice, bo tak naprawdę ja ciężko nad tym pracuję,a wszyscy dookoła widzą to inaczej. Uważają,że mi odbiło,że zwariowałam,że stałam się wredną s... bo raptem nie zgadzam się na coś,co akceptowałam całe co ze mnie za córka??? Powinnam być wdzęczna za wszystko,a zaczęłam wojny toczyć,stawiać jakieś granice, nie można mnie urobić na swoje podobieństwo... Normalnie porażka wychowawcza na całej linii Ale powiedziałam sobie,trudno, najwyrzej będę taką wyrodną córką, ale chcę wreszcie być wolnym człowiekiem. Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach Gunia76, w sytuacji, gdy dokonuje się próby zburzenia dotychczasowego "porządku", jaki panował w rodzinie, jest zupełnie naturalne, że rodzina broni się przed tym. Każda osoba w toksycznej rodzinie ma przypisaną określoną rolę. Te role wzajemnie się zazębiają. Dzięki takiemu, a nie innemu podziałowi, rodzina "funkcjonuje". Każda próba zmiany czyjejkolwiek roli, zagraża jej strukturze. I stąd naciski, by nie zmieniać nic - bo w rozumieniu osób funkcjonujących w rodzinach toksycznych, zmiana jest czymś "gorszym", niż stan obecny (choćby nie wiadomo jak był szkodliwy, ale za to jest "pewny i znany"). Dlatego lepiej nie mieć wielkich nadziei, że rodzina cokolwiek "zrozumie". Tak może być, ale nie musi. To ich decyzja, tak jak Twoją decyzją jest, by dokonać zmian w swoim życiu. :) Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach To że ktoś się odetnie od toksycznej rodziny, nie znaczy wcale, że problemy nagle znikną, bo to na trwałe siedzi w człowieku, te wszystkie negatywne wzorce wpojone za dziecka i brak poczucia wartości. Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach Uważają,że mi odbiło,że zwariowałam,że stałam się wredną s... bo raptem nie zgadzam się na coś,co akceptowałam całe co ze mnie za córka??? Powinnam być wdzęczna za wszystko,a zaczęłam wojny toczyć,stawiać jakieś granice, nie można mnie urobić na swoje podobieństwo... Normalnie porażka wychowawcza na całej linii Dokładnie wiem o czym piszesz.. ja właśnie w momencie, gdy uświadomiłam sobie, jaką staje się 'wredną suką' dla nich, to nagle coś we mnie pękło i taka myśl: zaraz, za daleko to zaszło, chyba nie powinnam.. i znów wróciło wszystko do "normy", czyli do tej chorej "równowagi" w chaosie rodzinnym, o której pisze Gods Top 10. Fajnie, że Tobie się udało utrzymać w swoim postanowieniu, jak piszesz: Ale powiedziałam sobie,trudno, najwyrzej będę taką wyrodną córką, ale chcę wreszcie być wolnym człowiekiem. to wnioskuję po tych słowach, że naprawdę jesteś na dobrej drodze, bo jesteś pewna swojego celu. Mnie tego chyba zabrakło..muszę próbować od nowa, ale na razie nie wiem czy mam siłę na kolejne próby.. Powodzenia i siły w dalszym stawianiu granic! Pozdrawiam :) Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach To że ktoś się odetnie od toksycznej rodziny, nie znaczy wcale, że problemy nagle znikną, bo to na trwałe siedzi w człowieku, te wszystkie negatywne wzorce wpojone za dziecka i brak poczucia wartości. to fakt Uważają,że mi odbiło,że zwariowałam,że stałam się wredną s... bo raptem nie zgadzam się na coś,co akceptowałam całe co ze mnie za córka??? Powinnam być wdzęczna za wszystko,a zaczęłam wojny toczyć,stawiać jakieś granice, nie można mnie urobić na swoje podobieństwo... Normalnie porażka wychowawcza na całej linii Dokładnie wiem o czym piszesz.. ja właśnie w momencie, gdy uświadomiłam sobie, jaką staje się 'wredną suką' dla nich, to nagle coś we mnie pękło i taka myśl: zaraz, za daleko to zaszło, chyba nie powinnam.. i znów wróciło wszystko do "normy", czyli do tej chorej "równowagi" w chaosie rodzinnym, o której pisze Gods Top 10. Fajnie, że Tobie się udało utrzymać w swoim postanowieniu, jak piszesz: Ale powiedziałam sobie,trudno, najwyrzej będę taką wyrodną córką, ale chcę wreszcie być wolnym człowiekiem. to wnioskuję po tych słowach, że naprawdę jesteś na dobrej drodze, bo jesteś pewna swojego celu. Mnie tego chyba zabrakło..muszę próbować od nowa, ale na razie nie wiem czy mam siłę na kolejne próby.. Powodzenia i siły w dalszym stawianiu granic! Pozdrawiam :) dla mnie to nie za daleko Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach To że ktoś się odetnie od toksycznej rodziny, nie znaczy wcale, że problemy nagle znikną, bo to na trwałe siedzi w człowieku, te wszystkie negatywne wzorce wpojone za dziecka i brak poczucia wartości. Dlatego trzeba chodzić na terapię i pracować nad sobą. to wnioskuję po tych słowach, że naprawdę jesteś na dobrej drodze, bo jesteś pewna swojego celu. Mnie tego chyba zabrakło..muszę próbować od nowa, ale na razie nie wiem czy mam siłę na kolejne próby.. Jestem na dobrej drodze przynajmniej. Często np dziwię się,że np potrafię się przeciwstawić ojcu a on ... nie potrafi mnie ,,ukarać,, Przestały na mnie działać jego fochy. Których się bałam całe życie,bo w dzieciństwie w ten sposób odtrącał mnie,jak byłam nieposłuszna. Jest wiele sytuacji,których jestem świadoma,ze zrobiłam nie tak,jak bym chciała,że nie potrafię jeszcze postąpić ,,po nowemu,, Wkurzam się wtedy na siebie, na rodziców,ze zrobili ze mnie wyszkolonego tyle wysiłku muszę włożyć,zeby dojść do celu. Najtrudniej przychodzi mi walka o coś,na czym mi bardzo zależy,a czego nie będę mieć bez czyjejś pomocy. Np. obecnie staram się przekonać m. do kupna domku do jakiś obiekt,który mi się podoba ,pokazuję mu i zamiast poszukać kontr argumentów na jego marudzenie i starać się go przekonać,to ja czekam,aż jemu coś się spodoba. Bo to niestety jego wypłata jest większa i o on będzie miał wiekszy wkład finansowy w ten będzie go remontował,bo on się na tym zna. Więc czekam aż mu sie jakiś spodoba,zamiast bardziej walczyć. Od razu widzę siebie jako mała dziewczynkę,która prosi rodziców:,,kupci mi lalkę,, i czeka czy się zgodzą czy nie... Wkurza mnie moja postawa,ale nie potrafie się złamać... Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach To że ktoś się odetnie od toksycznej rodziny, nie znaczy wcale, że problemy nagle znikną, bo to na trwałe siedzi w człowieku, te wszystkie negatywne wzorce wpojone za dziecka i brak poczucia prawda. Tu chodzi o odcięcie negatywnego wpływu rodziców. Nie trzeba się wyprowadzać, by to osiągnąć (tak twierdzi wiele osób). Pomocna już jest każda decyzja podjęta przede wszystkim pod wpływem własnych oczekiwań, potrzeb, a nie pod wpływem presji innych. Dlatego zmieniłbym owo podkreślone "na trwałe" (oznaczające stan niezmienny), np. na "do tej pory"/"póki co"/"jak dotąd" (dopuszczające zmiany). eurydyka1, życiowe zmiany to nie wyścig z miejscem na podium. Tu najskuteczniejsze będzie Twoje, "najTwojsze" tempo zmian. :) Im bardziej to tempo będzie odpowiednie dla Ciebie, tym lepsze efekty osiągniesz. :) Najtrudniej przychodzi mi walka o coś,na czym mi bardzo zależy,a czego nie będę mieć bez czyjejś brzmi jak obawa przed zależnością od kogoś. Może za takim postępowaniem kryje się przekonanie: "zależność zawsze oznacza cierpienie"? Jednocześnie jest to raczej błędne koło, gdy jak wynika z kolejnych zdań, zdajesz się na byłoby lepsze przekonanie? :) zamiast poszukać kontr argumentów na jego marudzenie i starać się go przekonać,to ja czekam,aż jemu coś się to nie jest takie złe rozwiązanie? W ten sposób dajesz mu czas na to, by "dojrzał" do takiej decyzji. Oczywiście, to nie wyklucza rozmów o tym, co powoduje, że m. ma opory przed podjęciem decyzji o kupieniu domku (przypuszczam, że o to raczej chodzi, a nie o to, czy to ten konkretny domek, czy jakiś inny). Mężczyźni na to patrzą z nieco innej perspektywy niż kobiety, bo to nadal w większości na mężczyzn nakładany jest "nakaz", by to mężczyzna zabezpieczył byt mnie to nie miejsce na walkę, a raczej na poznanie wzajemnych obaw i wspólne szukanie rozwiązań. :) Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach Gods Top 10, omg! Nie widziałam Cię tu miesiącami! Jak się masz? Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach Poprzednia 1 2 Dalej Strona 1 z 2 Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony. Zaloguj się Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej. Zaloguj się„Wstyd mi było za syna, ale on był tylko chłopakiem. Nie od dziś wiadomo, że mężczyźni nie przywiązują się do swojego potomstwa jak kobiety, przynajmniej nie od razu. Ale żeby matka tak po prostu zostawiła swoje kilkutygodniowe dziecko? To mi się w głowie nie mieściło"
Witam, mam na imię Joanna, mam 36 lat, mam 16 letniego syna, jestem niezamężna i nie mam powodzenia u mężczyzn. Raz tylko miałam stosunek z jednym chłopakiem, który wówczas zaliczył chyba każdą dziewczynę z mojej klasy, akurat tak się złożyło, że zrobił mi dziecko a on nawet nie wie o jego istnieniu. To był mój pierwszy i jak dotąd ostatni seks w życiu. Tak więc jestem sama i bardzo jest z tego powodu źle. Syn mi powiedział ,że nie będę się żenił tylko będę zawsze żył ze mną aby mi smutno nie było. Powiedział mi również, że mnie bardzo kocha i nie pozwoli mi cierpieć całe życie ponieważ według niego nie zasługuję sobie na to, żebym żyła w przyszłości samotnie, że bardzo docenia to, co ja dla niego w życiu zrobiłam i że pomimo tego, że nie może być moim mężem to będzie dbał o mnie, zawsze ze mną mieszkał, jeździł ze mną na wakacje, wykonywać za mnie obowiązki domowe i również to, że będzie nam cudownie. Powiedział mi również, że uważa mnie za piękną dziewczynę, że uważa, że mam dobre serce i, że nie rozumie dlaczego nie mam powodzenia u mężczyzn. Kiedy to usłyszałam, to tak się wzruszyłam, że się ze szczęścia rozpłakałam, że mam tak cudownego syna. To było takie piękne i takie wspaniałe usłyszeć tyle ciepłych słów od swojego syna. Cieszę się, że docenia to co dla niego robię i że wie, że wychowywanie dziecka bez ojca jest strasznie trudne. Zawsze chciałam go wychować na szarmanckiego mężczyznę. Koleżanki ze szkoły bardzo lubią mojego syna i nie ma takiej dziewczyny, która by o nim złe słowo powiedziała, wszystkie mówią, że jest dżentelmenem. Jestem z niego na prawdę bardzo dumna, że wie jak postępować z kobietami. Nigdy go nie biłam, parę razy krzyknęłam lub dałam małego i lekkiego klapsa, chociaż i po tym miałam wyrzuty sumienia. Zawsze tłumaczyłam mu spokojnie co wolno a czego nie wolno robić. Powiedzcie mi jak waszym zdaniem powinnam mu się odwdzięczyć, na prawdę chciałabym mu zrobić miłą niespodziankę za to co mi obiecał. Buziaczki, Joanna.